- 13 mar 2023
Nowy Revolt X – czyli dzieło szalonego naukowca, które wymknęło się spod kontroli
Jedną z nowości Gianta na ten sezon jest zaprezentowany nowy model szlagierowego gravela Revolta. Nie jest to jednak nowa odsłona modelu, lecz jego wariacja, jaką niewątpliwie jest Revolt X.
Już sama nazwa kojarzy mi się z Archiwum X. Dosłownie - mam w głowie tę melodyjkę, a Mulder razem ze Scully odnajdują dziwne urządzenie z obcej galaktyki. Tak, chodzi o nowego Revolta, przepraszam Revolta X Advanced. O ile po premierze Nuroada myślałem, że już nic mnie nie zdziwi, wówczas pojawił się on i jednak udowodnił, że albo powielanie błędów konkurencji jest na topie, albo jednak mnie zaskoczy i znajdzie się we właściwym miejscu, we właściwym czasie.
Świat gravelowy ewoluuje coraz bardziej i przechodzi kolejne rozłamy. Mamy gravelowców przełajowców, ultrasów, hipisów i czort wie co jeszcze. Podejrzewam jednak, że większość z nich ma równie radykalny pogląd jak ja, jeśli chodzi o podstawy budowy roweru szutrowego. Chociaż jest wielu wybitnych handlowców, mnie ciężko będzie przekonać do takiego rozwiązania, jakie proponuje Giant Revolt X.
Zapraszam teraz wraz z doktorem Emmetem Brownem do DeLoreana, cofniemy się kilka lat i zobaczymy, co tam się ciekawego działo. Sru, sru, sru i jesteśmy. Spec zaczyna kombinować z amortyzowanymi główkami/mostkami w Divergeu, Giant wpada na pomysł, żeby między innymi zmienić nieco kształt sztycy i kiery, co nazywa dfuse. Okazuje się, że działa to zacnie i zostaje ciepło przyjęte przez społeczność. Pojawiają się pierwsze próby amortyzowania graveli, z czym kombinują na przykład nasi zachodni sąsiedzi w swoim Canyonie. Na początku wydaje się, że ta rewolucja przyniesie sukces, lecz na głowę rozpalonym inżynierom szybko zostaje wylany kubeł zimnej wody. Na ich szczęście prowadząc sprzedaż on-line i nie posiadając salonów, gdzie w każdym musiałyby być przygotowane do wydania klientom egzemplarze, a jedynie udostępniając taką wariację jako opcję zakupową, mało ryzykowali.
Powoli wracając do teraźniejszości Pan Giant ma jaja, tak wielkie jak… No wielkie, bo takie trzeba mieć decydując się na powyższy krok i wprowadzając do oferty rower, który na tę chwilę może wzbudzać zainteresowanie, ale jest ryzyko, że okaże się klapą i setki kosmicznych mtb z baranami będzie zalegało na sklepowych półkach.
Lepszy baran na MTB czy MTB z baranem? Można by się zastanowić nad odpowiedzią spoglądając właśnie na nowego Revolta X, bo swoją geometrią i podzespołami bliżej mu do mtb niż do gravela, więc bardzo myląca jest ta wygięta kierownica. O ile amortyzator już jest sporą fanaberią, o tyle sztyca regulowana na tak zwany myk-myk i do tego amortyzowana jest już odlotem naprawdę mega wielkim.
Jeśli coraz bardziej podoba Wam się taki twór, zamiast skutecznie zniechęcić, znaczy to, że jednak ktoś to kupi. Widziałem sporo szalonych rzeczy w życiu, sam jestem dobrze pokręcony. Backflip nad peletonem wykonany na rowerze szosowym przez ekipę Red Bulla czy szarże gravelem po singlach w Szczyrku? Ale to są rzeczy, umówmy się, do jednorazowego wykonania, a nie cyklicznych powtórzeń. Mam znajomego, który na co dzień do pracy dojeżdża rasowym enduro i bardzo sobie chwali myk-myka w miejskim ruchu, ponieważ podobno sporo ułatwia mu postój na światłach. Może coś w tym jest.
Mniejsza o większość. Jako radykalny, ortodoksyjny wręcz wyznawca prostoty i klasycznego nurtu gravelingu nowemu wynalazkowi mówię nie. Może Pan Giant da mi możliwość przetestowania tego modelu, ale nie widzę na ta chwilę sensu amortyzowania gravela w takim stopniu, dokładając mu zbędnych kilogramów.
Czy Giant Revolt X po wyjściu z laboratorium jest w pełni amortyzowanym gravelem, którego nie musimy kochać, ale powinniśmy szanować? To pytanie kieruję do Was, bo ja już swoje zdanie na ten temat mam. Wiadomo - tylko krowa nie zmienia zdania, ale w tym przypadku ciężko będzie pokusić się o wydobycie z siebie jakichś emocji w stosunku do nowego wytworu tajwańskiego koncernu rowerowego.